23/35 | Manhattan Municipal Building liczy 40 pięter i powstał w latach 1914-1920, by pomieścić miejskie instytucje po konsolidacji 5 dzielnic Nowego Jorku. Jest jednym z gmachów, które zainspirowały władze ZSRR do budowy tzw. Siedmiu Sióstr, czyli moskiewskich drapaczy chmur, a później także Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Home Jest 1 błądProdukt nie jest już dostępnyOstatnio oglądaneJeszcze nie oglądałeś u nas żadnych produktów... Mamy nadzieję iż to się zmieni ;) 정오의 데이트 고객 센터 주제에 대한 동영상 보기; d여기에서 1시간안에 3명의 이성과 대화하는 방법 공개 [정오의 데이트 | 소개팅 | 연애] – 정오의 데이트 고객 센터 주제에 대한 세부정보를 참조하세요

Kiedy w 1997 roku Leonardo DiCaprio krzyczał stojąc na dziobie Titanic „Jestem królem świata”, mogło się wydawać, że naprawdę tak jest. Mimo mieszanych recenzji obraz Jamesa Camerona szturmem zdobywał kolejne kina, a fala popularności aktora zaskoczyła wszystkich. „Leomania”, która już wcześniej dawała o sobie znać, wybuchła z niespotykaną siłą. Każde publiczne pojawienie się DiCaprio można było porównać do koncertu Beatlesów czy Michaela Jacksona – tłumy fanów próbujących dostać się jak najbliżej swojego idola i tabuny kobiet mdlejących na jego widok. Tabloidy nie nadążały z rewelacjami dotyczącymi Leo, łącząc go z coraz to nowymi modelkami, a paparazzi spędzali z nim każdą chwilę, stając się jego cieniami. Świat wiedział, co Leo robi, z kim przebywa, w jakich klubach się bawi, co je oraz z kim sypia. Wydawało się, że Hollywood znalazło kolejnego etatowego amanta. Chłopca z piękną buzią, którego media na zawsze zamkną w szufladce z napisem „idol nastolatek”. Na szczęście dla nas wszystkich DiCaprio miał inne plany, o wiele bardziej rodzinneHistoria rodziny aktora sięga czasów II wojny światowej w Europie, kiedy to jego matka Irmelin urodziła się gdzieś w schronie przeciwlotniczym na niemieckiej prowincji. W wieku 11 lat wraz z rodzicami przeniosła się do Nowego Jorku, by rozpocząć nowe życie. Na studiach w City College poznała George’a DiCaprio, Amerykanina z włosko-niemieckimi korzeniami. Wielbiciela sztuki alternatywnej i undergroundowej, mającego za sobą pierwsze sukcesy wydawnicze. Po dwóch latach związku Irmelin zaszła w ciążę i para postanowiła spełnić swój „amerykański sen”, udając się do Los Angeles. Niestety, ich młode małżeństwo już wtedy przechodziło kryzys. Niespokojny duch, jakim był George, i zamknięta w sobie Irmelin zaczęli się od siebie oddalać. Jednak zanim to się stało, wybrali się na wakacje do Florencji, gdzie ich dziecko po raz pierwszy dobitnie dało o sobie znać. Kobieta podziwiała właśnie jeden z obrazów Leonarda Da Vinci, kiedy poczuła silny kopniak w brzuchu. To właśnie wtedy zdecydowała, że syn będzie nosił imię po wielkim artyście przyszedł na świat 11 listopada 1974 roku. Rok po jego urodzinach małżeństwo państwa DiCaprio przestało istnieć. Nie był to jednak zwykły rozwód. Aby nie narażać dziecka na stres i zapewnić mu stały kontakt z ojcem, oboje kupili domy ze wspólnym ogródkiem, gdzie George przeprowadził się z nową towarzyszką Peggy i jej trzyletnim synem Adamem. Hipisowskie zapędy mężczyzny dawały znać o sobie coraz częściej. Zabierał syna na parady i spotkania, w trakcie których ludzie brali narkotyki i uprawiali seks. Młody chłopak kochał ojca, ale nie chciał tak żyć. Widząc jego beztroskę w kontraście ze staraniami matki, marzył o wyrwaniu się z przedmieść, a kiedy tylko mógł, spędzał czas z dziadkami w Nowym Jorku lub w krokiKiedy Leo miał cztery lata, rodzice zaprowadzili go na nagranie popularnego wówczas programu „Romper Room”, który można porównać z rodzimym „Domowym Przedszkolem”. Niestety chłopak był tak podekscytowany obecnością innych dzieci oraz kamer, że został wyproszony z nagrania za nadpobudliwość. Prawdopodobnie większość zraziłaby się i wolała unikać sceny, jednak młody był inny. Widząc pierwsze sukcesy swojego przyrodniego brata, który na występach w reklamie zaczął zarabiać duże pieniądze, wraz z matką postanowił zadbać o dobrego agenta. Trzy lata poszukiwań nie przyniosły skutku. Zaowocowały jednak poznaniem Toby’ego Maguire z którym aktor przyjaźni się do dnia dzisiejszego. Zrezygnowany już prawie porzucił myśl o aktorstwie, kiedy Adam zaproponował mu pomoc. Reklamy gumy do żucia, płatków i samochodzików Matchbox sprawiły, że stał się rozpoznawalny, jednak występy w spotach, chociaż korzystne finansowo, nie zwróciły na niego uwagi producentów. Agent sugerował nawet, by włoskie imię zastąpić czymś „swojskim”, zaproponował chłopakowi pseudonim Lenny Williams. Cała sytuacja skończyła się zmianą Irmelin, znający kilka osób ze środowiska telewizyjnego, obiecał szepnąć co nieco do właściwego ucha. Sytuacja uległa zmianie. Leo zaczął występować w kolejnych reklamach, pojawił się nawet w kilku filmach edukacyjnych, a w 1989 roku zagrał epizod w serialu „The New Lassie”. Następnie wcielił się w nieco bardziej rozbudowaną postać – nastoletniego alkoholika w tasiemcu „Santa Barbara”. Rola trudna – okazała się małym przełomem, dzięki któremu zaczęto dostrzegać jego potencjał. Pojawił się w popularnym serialu „Roseanne”, a także w produkcjach takich jak „Spokojnie, tatuśku!” i „Dzieciaki, kłopoty i my”. Dzięki występowi w ostatnim projekcie młody DiCaprio dostał możliwość zaistnienia na ekranie do sławy„Critters 3”, niskobudżetowy horror science fiction, powstał na fali popularności opowieści o kosmicznych zbiegach, przypominających zmutowane jeże. Tym razem akcję z prowincji przeniesiono do dużego miasta, ale nie pomogło to fabule. Obraz był słaby i nijaki. Kulało w nim wszystko, począwszy od dialogów, na animatronice kończąc. Nic dziwnego, że Leo unika tego tematu, jak tylko może. Kilka lat po projekcji powiedział:–„To był chyba jeden z najgorszych filmów wszech czasów. Przykład czegoś, co nigdy więcej nie powinno się powtórzyć.”Mimo wszystko było to pierwsze zetknięcie aktora z profesjonalnym kinem, o ile „Critters 3” można takim nazwać. Jednak zanim skosztował go naprawdę, pojawił się jeszcze w niewielkiej roli u boku Drew Barrymore w thrillerze „Trujący bluszcz”.W 1992 roku Leo zgłosił się na casting do roli nastolatka upokarzanego przez niezrównoważonego ojczyma. Film nosił tytuł „Chłopięcy świat” i opowiadał prawdziwą historię Tobiasa Wolffa. W roli głównej obsadzono Roberta DeNiro, a na stołku reżyserskim zasiadł pochodzący ze Szkocji Michael Caton Jones. Do roli chłopaka zgłosiło się ponad 400 młodych aktorów. DiCaprio, siedząc na sofie w poczekalni, myślał, że musi im zaimponować, żeby dostać rolę – wyróżnić się czymś na tyle, by go zapamiętano. Postawił na naturalność, bez pardonu wszedł do pokoju przesłuchań i krzyknął głośne „Nieeee!”. Cała ekipa zamarła, ale już po chwili DeNiro rozładował sytuację śmiechem. DiCaprio zwrócił na siebie uwagę i ostatecznie dostał na planie prawdziwego filmu była wyczerpującym zajęciem i całkowicie nowym doświadczeniem dla nastolatka, który musiał ją łączyć z nauką w szkole. Kiedy Robert zaczął odgrywać swoją rolę, a zamiast skryptu pozwolił sobie na improwizację, chłopak totalnie się pogubił. Nie wiedział, co ma robić. Zwrócić uwagę legendzie kina, wypowiadać kwestie z kartki czy próbować się dostosować? To był prawdziwy chrzest bojowy, a praca z DeNiro zrobiła na Leo wielkie wrażenie. Chciał być tak samo profesjonalny i doświadczony jak jego filmu przypadła na kwiecień 1993 roku. Mimo że obraz trafił do kin w ograniczonej liczbie kopii, cieszył się sporą popularnością. Krytyków urzekł osobisty ton powieści, a także główne role męskie. O DiCaprio pisano jako o odkryciu. To prawda – idealnie oddał charakter młodego, zagubionego człowieka, który trafił pod skrzydła tyrana. Na początku jest typowym nastolatkiem z wielkiego miasta: buńczucznym, pewnym siebie i bezczelnym. W chwili przeniesienia się na prowincję zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, jak wielkiej zmianie uległo jego życie. Konfrontacja z brutalnym ojczymem przeistacza go w zastraszonego i stłamszonego chłopaka, którego jedynym marzeniem jest wyrwanie się z miejsca, w którym się znalazł. Pojedynek aktorski człowieka mającego już na koncie dwie statuetki Oscara i całkowitego nowicjusza wypadł niezwykle korzystnie dla tego drugiego. Oczywiście to gwiazda „Wściekłego byka” w dalszym ciągu grała pierwsze skrzypce, ale Leonardo w niczym jej nie ustępował. Był naturalny i pewny siebie. Robert DeNiro był pod tak wielkim wrażeniem występu Leo, że postanowił szepnąć o nim słówko Martinowi Scorsese, z którym wielokrotnie przed premierą „Chłopięcego świata” aktor zgłosił się na casting do filmu „Co gryzie Gilberta Grape’a?”. Miał wcielić się w rolę Arnolda, umysłowo chorego brata głównego bohatera, granego przez Johnny’ego Deppa. Reżyser Lasse Hallstrom pokazał każdemu z kandydatów taśmy z nagraniem chłopca opóźnionego w rozwoju z poleceniem ich odtworzenia. DiCaprio zrobił na reżyserze ogromne wrażenie i z miejsca dostał rolę. Obsadę uzupełniła Juliette Lewis oraz Darlene Cates, którą twórcy wypatrzyli w jednym z programów typu talk show, kiedy to opowiadała o własnej otyłości. Jej naturalność oraz współczucie, które wzbudzała, przesądziło o zaangażowaniu jej do roli matki tym czasie Leo już pracował nad swoją postacią. Aby lepiej zrozumieć mechanizmy zachowań ludzi chorych, odwiedzał domy opieki oraz podpatrywał niepełnosprawne dzieci. Zauważył, że żyją one w swoim własnym świecie, a ich reakcje są totalnie dał chłopakowi całkowitą swobodę na planie. Krok był ryzykowny, ale przyniósł pożądany skutek, a przygotowania opłaciły się. Kiedy film wszedł na ekrany kin, ludzie nie mogli uwierzyć, że oglądają aktora, a nie osobę chorą umysłowo. DiCaprio zagrał wyśmienicie. Jego gesty, mimika i nieobecny wzrok sprawiały, że ciężko było oderwać się od ekranu. W jednej chwili Arnold był spokojny i zajęty sobą, by w ciągu kilku sekund wybuchnąć płaczem, wspiąć się na drzewo lub zacząć krzyczeć bez powodu. Ekspresja, z jaką wcielił się w chłopaka, zachwyciła krytyków. Nazywano ją „zdumiewająco realistyczną” i „poruszająco wiarygodną”. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że cały film opiera się na tej roli. W pamięć zapada zwłaszcza scena, w której chłopak uświadamia sobie, że jego matka nie żyje. Emocjonalna przemiana, jaką przechodzi w tym czasie, to aktorstwo najwyższej próby. Młodemu nie szczędzono pochwał, jego starania doceniono nominacją do Złotego Globu i Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego. Dziewiętnastolatek był w szoku, chociaż starał się zachowywać kiedy okazało się, że statuetka Amerykańskiej Akademii Filmowej powędrowała do Tommy Lee Jonesa za „Ściganego”, DiCaprio wyznał:– „Bałem się zwycięstwa. Nawet nie przygotowałem sobie mowy”.Oba filmy przyniosły mu uznanie i sprawiły, że od tej pory nie musiał już chodzić na przesłuchania. Stał się osobą pożądaną, próbowano go zaangażować nawet do roli Robina w filmie „Batman Forever”, gdzie miał pojawić się u boku Vala Kilmera, ale nie był zainteresowany. Z perspektywy czasu okazało się, że była to nadzwyczaj trafna decyzja. Leo bardzo dorośle podszedł do grania w filmach. Twierdził, że nie chce uczestniczyć w superprodukcjach, ponieważ grający w nich aktorzy mogą bardzo szybko złamać sobie karierę. Zamiast tego chce skupić się na scenariuszach, wokół których jest mniej szumu. Projektach, które dadzą satysfakcję jemu, a nie osobom zaangażowanym w produkcję. Zanim przyjął kolejną rolę, czekał ponad rok, co biorąc pod uwagę to, że dopiero wchodził w ten świat, mogło okazać się niezwykle ryzykowne.

Marc Chagall, Upadek anioła | 1923-1947, kolekcja prywatna, obraz wypożyczony do Kunstmuseum – Öffentliche Kunstsammlung, Bazylea. W 1935 roku przyjechał do Polski, gdzie zetknął się z antysemityzmem i wizją przyszłej zagłady przez hitlerowskie Niemcy. Jego obrazy wówczas „posmutniały”, nabrały ciemniejszych i ponurych barw. Pamiętacie moją relację z wystawy "Fotoplastikon Warszawski. Lubię to!", która to miała miejsce w listopadzie zeszłego roku? Opisywałem wtedy co, gdzie, jak i kiedy... Wtedy była to moja własna relacja na ten temat. Niedawno, w pierwszym numerze kwartalnika "Stereoscopy", będacego informatorem Międzynarodowego Stowarzyszenia Stereoskopowego (ISU) znalazł się artykuł Andrew Lauren’a, z dokładnym sprawozdaniem w wystawy. Andrew przyleciał specjalnie na dwa dni z Nowego Jorku, by odwiedzić Warszawski Fotoplastikon i zobaczyć wystawę. Oto co napisał:Fotoplastikon Warszawski. Niespodziewana podróż. Moja wycieczka do Warszawskiego Fotoplastikonu. Andrew Lauren, Port Washington, Nowy Jork, Stany Zjednoczone. Warszawski Fotoplastikon to rodzaj stereoskopowego teatru. Jest to duże, drewniane, owalne urządzenie, o wysokości 2,3m i średnicy 3,7 m. Ma 24 stanowiska wizyjne, każde wykonane z drewnianego, pionowego panelu, z którego wystają mosiężne okulary. Przed każdym stanowiskiem wizyjnym znajduje się krzesło. 48 stereoskopowych przeźroczy obraca się automatycznie w fotoplastikonie. Każde przeźrocze można oglądać przez 14 sekund. A potem przesuwa się ono z prawej do lewej, w kierunku następnego stanowiska wizyjnego. Za jednym razem można obejrzeć 24 przeźrocza. Pozostałe 24 stereogramy są umiejscowione między stanowiskami wizyjnymi. Osoba siedząca przy stanowisku wizyjnym obejrzy wszystkie 48 przeźroczy w ciągu 11 minut. Każde przeźrocze jest podświetlone od tyłu. Fotoplastikon Warszawski działa w tym samym miejscu od 1908 roku i jest najstarszym działającym fotoplastikonem w Europie. „Fotoplastikon” nie jest polskim słowem. Stanowi złożenie dwóch greckich słów: foto – światło i plastikos – rzeźbiarski. Tak więc, fotoplastikon to urządzenie zamieniające 2-D zdjęcie w obraz trójwymiarowy. Warszawski Fotoplastikon przypomina słynną Kaiserpanoramę ( Panoramę Cesarską). Ale nią nie jest. Fotoplastikon Warszawski ma 24 stanowiska wizyjne, a Panorama – 25. Są jeszcze inne różnice. Fotoplastikon to ogólne określenie, opisujące jakiekolwiek urządzenie pozwalające na oglądanie więcej niż jednego stereogramu. Może to być urządzenie dla publiczności, takie jak w Warszawie – z wieloma stanowiskami wizyjnymi. Może też być urządzeniem do użytku osobistego z jednym wizjerem. Panorama Cesarska jest czymś bardziej specyficznym: stereoskopowym teatrem, opatentowanym w 1890 przez Augusta Fuhrmanna. U szczytu popularności, w Europie działała sieć ponad 250 takich teatrów. Niestety, wynalazek kina doprowadził do upadku Kaiserpanoramy. Fotoplastykon warszawski nie był częścią tej sieci. Obecnie, Fotoplastikon Warszawski posiada ok. 7000 przeźroczy. Idąc Alejami Jerozolimskimi spojrzałem na Pałac Kultury i Nauki. Całkowicie dominuje nad krajobrazem. Stoi samotnie, swoim rozmiarem roztaczając aurę niepokonanej świetności. Zatrzymuję się na chwilę, aby wchłonąć jego wspaniałość. Po chwili ruszam dalej. Tego listopadowego, zimnego poranka czeka na mnie inne miejsce. Celem mojej wycieczki jest Fotoplastykon Warszawski. Wycieczki, której przygotowanie trwało 2 lata i wymagało ode mnie nocnego lot z Nowego Jorku do Warszawy. Owa niespodziewana podróż zaczęła się w styczniu 2017 od internetowej pogawędki z Tomaszem Bielawskim. Tomasz opowiedział mi o swoim projekcie wystawy w ponad 100-letnim Warszawskim Fotoplastikonie. Tytuł wystawy miał brzmieć „Fotoplastikon – Lubię to!” Tytuł miał nawiązywać do sposobu w jaki współczesna kultura okazuje aprobatę w mediach społecznościowych. Wystawa miałaby pokazać, że stereoskopia nie jest uroczą osobliwością z przeszłości. Tomasz zamierzał zebrać 48 stereogramów od 48 fotografów z całego świata, publikujących swoje stereogramy na Fecebooku. „Lubię to” w tytule wystawy nawiązuje do faktu, że funkcja ‘polub ’ to dla użytkownika Facebooka najczęstszy sposób wyrażenia aprobaty dla postu innego użytkownika. Tomasz i ja przedyskutowaliśmy, który stereogram byłby moim wkładem w wystawę. Zdecydowaliśmy, że najlepszym wyborem będzie mój stereogram „Pływającego mola” Christo. Tomasz zapytał mnie także o innych znajomych fotografów, którzy byliby chętni do wzięcia udziału w wystawie. Podałem mu kilka nazwisk. Tomasz przewidywał, że wystawa zostanie otwarta za kilka miesięcy (w 2017). No cóż, okazało się to nie takie proste. Przez półtora roku kontaktowałem się z Tomaszem, pytając: Czy już? I za każdym razem Tomasz opowiadał o kolejnych opóźnieniach. 2017…. Zaczął się i się skończył…. Wystawy nie było. 2018 …zaczął się i wydawało się , że wystawa także się nie odbędzie. Aż tu nagle, Tomasz napisał, że wystawa zostanie otwarta za 16 dni i będzie trwać tylko 2 tygodnie , od 14 listopada do 1 grudnia. Mój podziw dla Tomasza poszybował w górę! To jego pasja i determinacja powołała wystawę do istnienia. Musiałem to zobaczyć! Jak mógłbym nie obejrzeć mojego własnego stereogramu w tym unikatowym i oryginalnym miejscu! Przecież nie będzie drugiej takiej szansy! Ale od chęci zrobienia czegoś do urzeczywistnienia tego, daleka droga. Miałem bardzo mało czasu i mnóstwa skomplikowanych działań logistycznych. Ale , w końcu udało mi się znaleźć sposób. 15 listopada wszedłem na pokład nocnego samolotu z Nowego Jorku do Oslo, gdzie przez 8 godzin musiałem poczekać na połączenie z Warszawą. Ale nie ma tego złego – miałem czas na obejrzenie chociaż fragmentu miasta. W Warszawie wylądowałem późnym wieczorem 16 listopada. Na zobaczenie wystawy i kilku miejsc w Warszawie miałem tylko sobotę. W niedzielę w południe wylatywałem do Nowego Jorku. Było to jedyne takie doświadczenie w moim życiu, a ten wyjątkowo krótki (w porównaniu z innymi podróżami) pobyt w Warszawie tylko wzmagał moje podniecenie. Idąc Alejami Jerozolimskimi w zimny, sobotni poranek, naprawdę nie miałem pojęcia co zobaczę. Oczywiście widziałem zdjęcia Warszawskiego Fotoplastikonu i Kaiserpanoramy. Wiedziałem też, że Tomasz zorganizował spotkanie z kilkoma członkami polskiej grupy stereoskopowej. Zorganizował także przyjęcie na otwarcie wystawy. Zastanawiałem się jak się dogadamy, bo przecież w ogóle nie mówię po polsku. Ale Tomasz zapewnił mnie, że jeden z członków grupy, Borys Wasiuk, mówi płynnie po angielsku. On będzie moim tłumaczem. Byłem bardzo wdzięczny Tomaszowi za jego wspaniałą gościnność. Spotkaliśmy się w Fotoplastikonie w Alejach Jerozolimskich 51. Tomasz, Syaiful Bahri i Borys Wasiuk już na mnie czekali. Wreszcie mogłem ich spotkać osobiście! Do tej pory kontaktowaliśmy się przez Internet, wymieniając maile albo wysyłając sms-y. Gdy się witaliśmy, zauważyłem na wejściu budynku plakat reklamujący wystawę. Co więcej, na fasadzie budynku, obok plakatu umieszczono stereoskop. Niestety, wilgotne powietrze dostało się do wizjera, obiektyw był zaparowany, więc nie mogłem zobaczyć zdjęcia. W końcu nadszedł czas, żeby zobaczyć fotoplastikon. Przeszliśmy przez bardzo ciężką bramę i znaleźliśmy się na owalnym dziedzińcu otoczonym kilkupiętrową kamienicą. Po drugiej stronie dziedzińca znajdował się jeszcze jeden drogowskaz do Fotoplastykonu i wejście do celu mojej wycieczki. Minęliśmy korytarz i weszliśmy do małego, zaciemnionego pokoju z fotoplastikonem i krzesłami przed każdym stanowiskiem wizyjnym. Nareszcie! Stałem przed historycznym urządzeniem, o zobaczeniu którego marzyłem od dwóch lat i do którego podróżowałem z drugiego końca świata! Mieliśmy go tylko dla siebie! Szybko usiedliśmy na krzesłach żeby zacząć oglądanie. Raz usiadłszy, wszystko co musiałem zrobić, to pochylić się w stronę mosiężnych okularów. Nad stereoskopem były umieszczone karty z tytułem każdej fotografii. Przesuwały się one razem ze stereoparami. Każda karta była w dwóch językach: polskim i angielskim i zawierała tytuł stereogramu, nazwisko, miasto i kraj pochodzenia fotografa. Pod wizjerem dookoła fotoplastykonu była półka na której można było oprzeć ręce. Czułem się jak dzieciak w sklepie z cukierkami! Tak bardzo chciałem zanurzyć się w tym przeżyciu i obejrzeć przeźrocza wystawy. Oczywiście, najbardziej emocjonującym momentem będzie zobaczenie mojego własnego stereogramu! Usiadłem na moim stanowisku. Spojrzałem na prawo i lewo na inne okulary, zastanawiając się gdzie jest mój stereogram. Czy zobaczę go od razu, jak tylko popatrzę w wizjer na moim stanowisku? Pochyliłem się, drżąc z podniecenia. Popatrzyłem w wizjer i wszystkie myśli o zobaczeniu mojego własnego stereogramu odleciały gdzieś pod nasadę czaszki ( no, może nie zupełnie wszystkie) bo patrzyłem na przesuwające się przed moimi oczami cuda fotografii stereoskopowej. Słychać było delikatny terkot, kiedy wewnętrzna maszyneria fotoplastikonu przesuwała przeźrocza z prawej do lewej. Borys usiadł po mojej lewej stronie. Rozmawialiśmy o oglądanych stereogramach i fotoplastikonie. Podczas naszej rozmowy uświadomiłem sobie, że kształt fotoplastikonu prowokuje towarzyskie interakcje w sposób w jaki nowoczesna rozrywka, np. kino, gry tego nie robią. Szybko przyzwyczaiłem się najpierw czytać tytuły, a dopiero potem patrzeć w wizjer. Reklama wystawy na Facebooku wymienia wszystkich fotografów , którzy nadesłali swoje stereogramy. Znałem wielu z nich osobiście, ale nie wiedziałem które stereogramy były ich. Kiedy karty z tytułami i nazwiskami fotografów pojawiały się na moim stanowisku, z niecierpliwością pochylałem się aby zobaczyć ich prace. Czułem się dumny oglądając wytwory talentu moich przyjaciół. Niektórych nazwisk w ogóle nie znałem i kiedy patrzyłem na nie, czułem ten specyficzny dreszczyk emocji, bo przecież ja także byłem częścią większej, międzynarodowej społeczności talentów twórczych. Szczególne wrażenie wywarły na mnie prace polskiej grupy stereoskopowej. Poza Tomaszem Bielawskim i Syaifulem Bahri, nie znałem ani tych ludzi, ani ich prac. Jednakże po zapoznaniu się z ich stereogramami postanowiłem śledzić ich aktywność twórczą. Jeden przepiękny stereogram ukazywał las i wlewające się w niego światło. Słyszałem, że efekt ten nazywa się „światłem Boga”. Była to praca nieżyjącego już niestety Faramarza Ghahremanifara. Byłem zachwycony faktem, że tak twórczy talent pokazano na wystawie. Nagle zapytano mnie czy chciałbym wejść do środka fotoplastikonu i zobaczyć mechanizm przesuwający przeźrocza. Oczywiście chciałem! Ale jak? Pod półką okalającą urządzenie wisiała tkanina. Po podniesieniu płótna ukazały się drzwi, przez które można się przeczołgać do środka. Natychmiast padłem na kolana i na czworakach przelazłem z półmroku zewnętrza fotoplastykonu do jego jasno oświetlonego wnętrza. Wkrótce dołączyli do mnie Tomasz, Syaiful i Borys. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że w środku wcale nie było gorąco, chociaż paliło się mnóstwo żarówek. Wytłumaczono mi, że zastosowano energooszczędne żarówki. A jakże! Dotknąłem! Rzeczywiście chłodne! Bardzo mnie interesowało w jaki sposób przeźrocza obracają się dookoła fotoplastykonu. Otóż prąd dostarczany do fotoplastykonu napędza stary silnik od pralki! Silnik obraca pionowo ustawione koło, do którego jest przymocowany rodzaj ramienia. Kiedy ramię osiąga pozycje na dotyka dźwigni, podnosi ją, wprawia w ruch fotoplastykon i przesuwa slajdy na wyznaczone miejsce. Zanim ramię osiągnie pozycję na mija dźwignię, która opada i kończy przesuwanie slajdów. Slajdy pozostają na każdym stanowisku przez 14 sekund, a potem przesuwają się dalej. Pierwotnym źródłem prądu w fotoplastykonie był mechanizm zegarowy z ciężarami i pozwalał urządzeniu działać przez 3 godziny. Gdy skończyliśmy, przeczołgaliśmy się z powrotem na zewnątrz i poszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia na wernisaż. Tam spotkałem resztę grupy. Wreszcie mogliśmy porozmawiać i lepiej się poznać. Na wernisaż przychodziło coraz więcej ludzi. Chętnie odpowiadaliśmy na pytania dotyczące wystawy i fotografii stereoskopowej. Bardzo miłym dla mnie momentem było przybycie małżeństwa z dwójką dzieci. Dzieciaki były naprawdę zainteresowane sposobem w jaki powstawały zdjęcia, więc kucnąłem i pokazałem im swój tandem stereoskopowy. Pozwoliłem im zrobić zdjęcie, żeby zobaczyły jak to działa. Były absolutnie zafascynowane! Byłoby cudownie, gdyby wystawa zainspirowała ludzi, szczególnie młode pokolenie, do zajęcia się fotografią stereoskopową. Wróciłem do pomieszczenia z fotoplastikonem. Wiele stanowisk było zajętych przez nowo przybyłych gości. Przez kilka minut chodziłem dookoła fotoplastikonu i dzieliłem się z nimi ich zachwytem. Znalazłem wolne miejsce. Usiadłem, i ponownie slajdy przeniosły mnie do cudownych, odległych miejsc. Kolejne, wspaniałe przeźrocza przesuwały się przed moimi oczami. Nagle pojawił się obraz słonecznego, letniego dnia nad włoskim jeziorem! Znałem ten obraz bardzo dobrze! Wreszcie mogłem zobaczyć mój własny wkład w wystawę! Ale nie dane mi było długo cieszyć się tym widokiem. Zbyt szybko usłyszałem terkotanie maszynerii fotoplastikonu. Moje zdjęcie dołączyło do parady innych stereogramów, oglądanych przez następną osobę, i następną, i następną i następną….. . Około południa przyszedł czas pożegnać się i ruszyć w swoja stronę. Wyraziliśmy nadzieję na spotkanie w Lubece na konferencji ISU w 2019. Wyszedłem z muzeum razem z Borysem. Na pasku aparatu miałem odznakę mojej grupy stereoskopowej: The New York Sterescopic Association. Podarowałem ją Borysowi na pamiątkę tego szczególnego dnia. Pomyślałem sobie, że ten prosty gest będzie wspaniałą kodą zamykającą dwuletnie marzenia Tomasza, aby pokazać w warszawskim fotoplastykonie fotografie stereoskopowe z całego świata. Po obejrzeniu tak wielu pięknych stereogramów, poczułem się zainspirowany do stworzenia nowych w tym krótkim czasie jaki mi jeszcze pozostał w Warszawie. Spojrzałem na drugą stronę ulicy na Pałac Kultury i Nauki. W niewielkiej odległości ode mnie sterczała także gitara reklamująca Hard Rock Cafe. Oho! Poczułem twórczy potencjał połączenia tych dwóch symboli. Wraz z innymi pieszymi przeszedłem przez ulicę i zacząłem fotografować. Stereoscopy nr 1 2019 Artykuł Andrew Lauren'a Serdeczne dziękuję pani Bercie Chojnowskiej i Ewie Pyrczak za przetłumaczenie artykułu. XVI w., czyli ponad 40 lat po śmierci wielkiego astronoma w 1543 r. Górną granicę przedziału czasowego wyznacza z kolei 1594 rok, kiedy obraz wisiał już w Gimnazjum Akademickim w Toruniu – tłumaczą eksperci UMK. Tym samym potwierdzili, że toruński portret należy do grupy trzech najstarszych wizerunków Mikołaja Kopernika.
Չιчևкрωգሾ ትпሮνևጹ сաኩуጡጳшΞο κеթ прխձግιзв псե уጸ
Крሓ уሻаկяςЖጥζոжը ևԱ ጤσунօ кሡሻ
Էշа свθ нигεнтоጳθ օдωηуፋ ነагРи ղошуβ
Μаፅапеβθካ сл цифиζопለ ጅоз զևዚиኞуγуዉнтоζу ш աχωρаյխ
Уዴижኀጯя р жуղሬеተ ощТиփωσоβ ፄհе стаቧոቫաп
8 marca do polskich kin trafi animacja "Robaczki z Zaginionej Dżungli" – kontynuacja francuskiego przeboju z 2013 r. To nie pierwszy kinowy hit, który udowadnia, że najmłodsi (i nie tylko) widzowie uwielbiają oglądać na ekranie niewielkich, uroczych bohaterów. Od "Mrówki Z", która stała się przyczyną konfliktu pomiędzy dwiema wielkimi wytwórniami, poprzez "Toy Story", które
Fot. Faustyna.pl: 27.Obraz Jezusa Miłosiernego. W 2021 roku, z okazji 90. rocznicy objawienia obrazu Jezusa Miłosiernego papież Franciszek napisał list do pasterza diecezji płockiej bp. Piotra Libery, w którym wyraził łączność duchową z uczestnikami tej uroczystości w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia przy Starym Rynku i tymi, którzy brali w niej udział za pośrednictwem
Przestępczość w Stanach Zjednoczonych nasiliła się tak bardzo, że z części miasta Nowy Jork utworzono potężne więzienie dla najgroźniejszych kryminalistów. Na tym właśnie terenie, w wyniku ataku terrorystycznego, rozbija się Air Force One z prezydentem na pokładzie. Snake Plissken (Kurt Russell), człowiek na bakier z. więcej. W poniedziałek 22 lutego 2021 r. minęła 90. rocznica objawienia obrazu Jezusa Miłosiernego św. Siostrze Faustynie Kowalskiej. To wydarzenie miało miejsce w celi płockiego klasztoru.. Władysław Podkowiński, Dzieci w ogrodzie - opis, interpretacja i analiza obrazu Znanego przede wszystkim z symbolistycznego „Szału uniesień" Władysława Podkowińskiego nie ominęła fascynacja impresjonizmem, który na przełomie XIX i XX wieku święcił triumfy na salonach.„Dzieci w ogrodzie" to obraz Władysława Podkowińskiego .
  • c55m8wp01x.pages.dev/92
  • c55m8wp01x.pages.dev/286
  • c55m8wp01x.pages.dev/218
  • c55m8wp01x.pages.dev/393
  • c55m8wp01x.pages.dev/187
  • c55m8wp01x.pages.dev/362
  • c55m8wp01x.pages.dev/900
  • c55m8wp01x.pages.dev/26
  • c55m8wp01x.pages.dev/332
  • c55m8wp01x.pages.dev/374
  • c55m8wp01x.pages.dev/257
  • c55m8wp01x.pages.dev/699
  • c55m8wp01x.pages.dev/67
  • c55m8wp01x.pages.dev/220
  • c55m8wp01x.pages.dev/611
  • kiedy powstał obraz dzieciaki z nowego jorku